Kraśnik i Puławy. Miasta, jakich w Polsce wiele. Jak każde - specyficzne, z patologicznymi rodzinami i szczęśliwymi rodzinami, z plenerami otwartymi na konsumpcję napoi wysokoprocentowych, fascynującymi indywiduami, "życiem klubowym" a także czymś co ma na celu kształtować - budynkami przystosowanymi do masowej edukacji jednostek z burzą hormonalną. Przypadek, ostatnio szeroko rozdmuchiwany w mediach, dotyczący pobicia czwartoklasisty przez "kolegów" z klasy nie był czymś, czemu należało poświęcać aż tak dużą uwagę. Nie był i nie jest szczytem góry zwanej przemocą w szkole. Raczej najmniejszą cząsteczką składową z samego środka owego procederu. Jednakże, ta pierdółka sprawiła, że zaczęłam z nostalgią wspominać okres mojego szkolnictwa. Jakie to były przeboje! Aż mi się pysio cieszy na te wspominki. Codzienne żarciki pt. "eeeej, szakira ty kurwo HAHAHAH". Bezcenne. Rzucanie przedmiotami z chodnika. Raz dostałam baterią, bolało przez parę dni, ale jak zahartowało! W wieku dwudziestu dwóch lat wiem już, że należy się uchylać przed ciężkimi obiektami lecącymi wprost na ryj. Osoby, które nimi rzucały na pewno też korzystają z tej wiedzy. Bo praca na budowie do łatwych i lekkich nie należy. Cegły czasem się osuwają. Życie. Życie też potrafi się osunąć. Albo rozśmieszyć. Podczas wizyty u szkolnej pedagog zaśmiewałam się do łez. Opowiedziałam jej o moim przypadku, spytałam o radę, co mam robić. Jak odgonić te wkurwiające komary bez przynoszenia do klasy broni palnej. Jeszcze poleci krew, kto to posprząta i w ogóle na cóż woźnym dodatkowa praca. Naświetliłam jej calutką historię, począwszy od wszystko było w porządku aż do pobiliśmy się pod drzwiami do 12. A ta rubaszna pyzia rzuciła mi zdaniem - to są końskie zaloty. Nie nosiła okularów. Zatem albo była jeszcze przed stwierdzeniem wyraźnej wady wzroku albo gapcia, zapomniała zabrać ich z domu. Mój meszek pod nosem dało się rozpoznać z odległości dwóch metrów. Tak jak i fryzurę w stylu "The Ring to fakt" oraz outfit "Poszłam na szmaty i wzięłam na wagę". O ile moi serdeczni koledzy nie byli fanatykami fantasy wierzącymi w przemianę nastolatki w galopującego jednorożca to doprawdy, nie wiem co nimi kierowało. Pewnie hormony albo dorastanie w rodzinie pt. matka z wujkim zrobili takie melo, że spaliśmy na dworzu.
Ze wszystkiego da się otrząsnąć i iść dalej. Obecnie, gdy poznaje kogoś bliżej i opowiada mi on o swoich czasach szkolnych to od razu widzę czy moje założenia były słuszne czy też nie. Powiedzmy sobie wprost - dzieci "terroryzowane" za młodu są specyficzne na starość. Bardzo. Nie użyję tutaj słowa dziwadło, gdyż potrafią radzić sobie w kontaktach towarzyskich. Aczkolwiek do przeciętnych Kasi Basi i Michałków, nie należą. I chwała za to niedopilnowaniu w szkole. Wyrośliśmy na pięknych, dysfunkcyjnych i kurwiących na idee gimnazjum, ludzi. Chapeau bas, otwierać szampana!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz