sobota, 8 marca 2014

łączki, stokrotki i guma balonowa

Jak zrozumieć kobiety? Jak wytłumaczyć ten fenomen nierozumiejący sam siebie. One lubią i nie lubią. Wiedzą i nie wiedzą. Chcą i nie chcą. A wszystkie są piękne i na swój sposób wrażliwe.
W kulturze masowej i nie tylko, istnieje niezliczona ilość archetypów kobiecości. Że są kruche jak bezy i nie mogą żyć bez komedii romantycznych. Takie typowe z pokolenia Disneya, które marzą o własnym księciu i happily ever after. Że są wojownicze i nieustępliwe. Mogące polegać tylko na sobie i mierzące wyżej niż wszyscy. Że są ciepłe i przepełnione matczynym instynktem. Że są "upadłe" i "fatalne".
A popkultura od lat X głosi, że każda z nas powinna być koktajlem wszystkich powyższych cech. Szczuplutka, ale z krągłościami. Inteligentna, ale nie przemądrzała. Naturalnie piękna, ale powinna się malować. Emocjonalna, ale zrównoważona. Ambitna i z apetytem na karierę, ale powinna też być spełnioną matką i oddaną żoną. Wierną, kochającą i taką co nie odgrzewa obiadów w mikrofalówce. Domatorka z duszą towarzystwa. Wolna i uległa. Znająca swoje prawa, ale broń Boże nie feministka. Kobieta powinna być antagonistycznym tworem, który sumiennie wykonuje wszystkie biologicznie przypisane jej posługi. Na szczęście mamy Xanax. To tak pół żartem, pół serio, bo jak dziś nie zwariować pod pręgierzem oczekiwań. Poprzeczki pną w górę jak szalone. Może to dobrze, może źle. Gorzej, jak na moje, prezentuje się presja tłoczona przez wspomniane już feministki. Inaczej. Skrajnie przechylone w dół, feministki. Pani Kazimiera Szczuka. Gdyby można mierzyć świat kolorami to zamiast palety ciepłych barw prezentowałaby ona czernie i szarości. Albo typowo militarne. Bo pieprzyć płeć! Niwelować podziały. Wszyscy rodzimy się bez skazy i narządów rozrodczych. Mamy rok 2060 i jesteśmy mechanicznymi tworami, które poprzez wielorakie możliwości są w stanie dobrać odpowiednie elementy konstruujące nas jako człowieka. Nie kobietę czy mężczyznę. Kto wie, może w przyszłości nie będziemy miały możliwości obchodzić ów komuchowego święta. Powiedzenie o którejś, że jest kobiecą kobietą będzie obelżywsze od określenia pospolitej kurwy. I tu mamy paradoks - skrajne feministki myślą stereotypowo i dążą do tego by z baby zrobić chłopa. Albo stworzyć jakieś płciowe misterium pod powłoczką samookreślania. Niech ktoś mnie poprawi, jeżeli się mylę, ale czym innym jest tworzenie 56 płci jak nie fanaberią? Dodatkowym powodem do uczczenia 56 dni? Skoro mamy Dzień Kobiet czy Dzień Mężczyzn to czemu nie zrobić Dnia Cisgender albo Pangender? A idąc dalej, czemu nie rozpocząć nagonki na kobiety, które nie są skore do eksperymentowania z własną tożsamością? Najchętniej wysłałabym panią Szczukę na prywatną sesję z Chodakowską. Bozia raczy wiedzieć czego tej pierwszej w życiu brakuje, ale dostawa endorfin nigdy nikomu nie zaszkodziła.

Prawdziwym problemem nie jest walka płci, którą zwykło się nazywać dominat patriarchatu, ale batalie na własnym podwórku. Czyli jak bardzo zazdroszczę facetom umiejętności szybkich i dosadnych wyjść z konfliktów. Gdzie jest problem tam będzie strzelanie po mordach, szybka setka i zażegnanie sporu. A z nami jest jak z kompleksem. Kombinatoryka poziomu profesorskiego, unoszenie dumą i wieczny dyskomfort. To bardzo złe, że nie możemy nawiązać dialogu między sobą. Ani nawet zdobyć na użycie przemocy fizycznej. Tylko będziemy się obgadywać, unikać konfrontacji i przerastać w ironicznych docinkach serwowanych postronnym. Solidarność nam zgrzyta.
Cóż, kobiety jest naprawdę ciężko zrozumieć. Te feministyczne i te nie. Panom współczuje. Jednakże za cholerę nie zamieniłabym mojej płciowej tożsamości na choćby jedną z tych 50-iluś fejsbukowych. Przy całym stereotypowym szufladkowaniu i przekleństwie pms'u zawsze miło jest dostać bukiet badyli i wcisnąć się w sukienkę bez użerania z trans-pojmowaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz