Pięknie szalejący wiatr sprawił, iż zaczęłam żałować, że posiadam
uszy. Oraz chore zatoki. Cała wiosna na pigułkach, serdecznie
pozdrawiam.
Spacerując dziś po jakże urokliwych chodniczkach miasta K. doszłam do
smutnych wniosków. Nadal tu jestem i nie prędko będę mogła zmienić ten
stan rzeczy. Nie, nie chodzi mi tu o fizyczne aspekty. Dziś jestem,
zaraz wyjeżdżam gdzie indziej po to by pojechać w kompletnie inne
miejsce. Coś mnie tu trzyma. Rodzina, setki wspomnień, te same znane
twarze, sklepy odwiedzane od tylu lat, uśmiechnięte panie ekspedientki
porządkujące dział z rajstopami, kioski z gazetami, wycięte drzewa,
kostki brukowe, bloki, dzieci z deskami, śliniące się pary, dresy pijące
w ciemnych zakamarkach o późnej porze, park, samotne psy, piekarnie,
brzęk rozbijanych butelek, dym z papierosa oplatający cienie tych małych
alkoholików, gwiżdżący chłopcy, przystanki, kłótnie patologicznych
rodzin z patologicznych domostw, wiszące klepsydry, głupota - moja i
całej reszty, niespełnione ambicje, zranione ego i ta wszędobylska
ciekawość ukryta za sloganem I don’t give a fuck. Podczas gdy każdy
owego „faka giwuje”. Ironiczne nieprawdaż? Ironią niesamowicie nieznośną
jest też fakt, iż przez tak długi czas narzekania, odpalania papierosa
za papierosem między debatami pod hasłem: Stąd Trzeba Się Wyprowadzić,
do głowy nie zapukała mi myśl, że może pójść nie tak, że rzucę to czego
nie byłam pewna. A więc właśnie, jako osobnik, który świeżo co rzucił
studia a także nie ma praktycznego pojęcia o pracy (teoretycznego
zapewne również) porywam się na napisanie CV przez co czuję się jak w
słabej brytyjskiej komedii. Obecnie egzystując, od filmu do filmu, od
posiłku do posiłku, od płyty do płyty zbieram wszelakie ziarenka
kreatywności by zasadzić roślinkę przyszłych możliwości. Rym
przypadkowy. Szturmuje wiosna, coś w końcu musi się zmienić, prawda?
Dlatego moje plany (ugh, nie lubię tego słowa) rozgraniczają się obecnie
na dwie sfery – teraz oraz jak będzie ciepło. Muszę przyznać, że te
przeznaczone na drugi z wymienionych terminów posiadają mnóstwo
górnolotności. I wstyd mi. Od poniedziałku do teraz, codziennie. Za to,
że tak tkwię przez swą całkowicie osobistą nierozsądność a to miasto
dodatkowo wprawia mnie w kompleksy pokazując jak bardzo mi nie wyszło.
Tak jakby już sama tabliczka wjazdowa informowała o moich błędach a
najgorszy lęk odczuwam wtedy gdy pomyślę, że lada chwila wszystko się
wyda, nie tylko ja będę o sobie myślała jak o chodzącej życiowej
porażce. Cholera, dziewczyny w moim wieku, które mijam tutaj na ulicy
popychają wózki a faceci? Szkoda gadać. Stąd trzeba uciekać zanim
zorientujesz się, że jest już za późno. To moje miasto, w którym się
wychowałam, ale jego historia jest taka sama jak każdego innego. Taka
rzeczywistość i nasza wewnętrzna potrzeba na nierealność.
ps. Mam 20 lat (za 5 miesięcy, gwoli ścisłości) oraz sto i zarazem
zero pomysłów na to czym chcę się zajmować w życiu. Identycznym opisem
mogłoby się przedstawić prawdopodobnie 80 procent moich studiujących
rówieśników. Nikt nie ma pojęcia jak podziwiam i zazdroszczę tej
niewielkiej reszcie, która ambitnie dąży do tego co sobie wyznaczyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz