czwartek, 15 marca 2012

would have been the one

Pięknie szalejący wiatr sprawił, iż zaczęłam żałować, że posiadam uszy. Oraz chore zatoki. Cała wiosna na pigułkach, serdecznie pozdrawiam.
Spacerując dziś po jakże urokliwych chodniczkach miasta K. doszłam do smutnych wniosków. Nadal tu jestem i nie prędko będę mogła zmienić ten stan rzeczy. Nie, nie chodzi mi tu o fizyczne aspekty. Dziś jestem, zaraz wyjeżdżam gdzie indziej po to by pojechać w kompletnie inne miejsce. Coś mnie tu trzyma. Rodzina, setki wspomnień, te same znane twarze, sklepy odwiedzane od tylu lat, uśmiechnięte panie ekspedientki porządkujące dział z rajstopami, kioski z gazetami, wycięte drzewa, kostki brukowe, bloki, dzieci z deskami, śliniące się pary, dresy pijące w ciemnych zakamarkach o późnej porze, park, samotne psy, piekarnie, brzęk rozbijanych butelek, dym z papierosa oplatający cienie tych małych alkoholików, gwiżdżący chłopcy, przystanki, kłótnie patologicznych rodzin z patologicznych domostw, wiszące klepsydry, głupota - moja i całej reszty, niespełnione ambicje, zranione ego i ta wszędobylska ciekawość ukryta za sloganem I don’t give a fuck. Podczas gdy każdy owego „faka giwuje”. Ironiczne nieprawdaż? Ironią niesamowicie nieznośną jest też fakt, iż przez tak długi czas narzekania, odpalania papierosa za papierosem między debatami pod hasłem: Stąd Trzeba Się Wyprowadzić, do głowy nie zapukała mi myśl, że może pójść nie tak, że rzucę to czego nie byłam pewna. A więc właśnie, jako osobnik, który świeżo co rzucił studia a także nie ma praktycznego pojęcia o pracy (teoretycznego zapewne również) porywam się na napisanie CV przez co czuję się jak w słabej brytyjskiej komedii. Obecnie egzystując, od filmu do filmu, od posiłku do posiłku, od płyty do płyty zbieram wszelakie ziarenka kreatywności by zasadzić roślinkę przyszłych możliwości. Rym przypadkowy. Szturmuje wiosna, coś w końcu musi się zmienić, prawda? Dlatego moje plany (ugh, nie lubię tego słowa) rozgraniczają się obecnie na dwie sfery – teraz oraz jak będzie ciepło. Muszę przyznać, że te przeznaczone na drugi z wymienionych terminów posiadają mnóstwo górnolotności. I wstyd mi. Od poniedziałku do teraz, codziennie. Za to, że tak tkwię przez swą całkowicie osobistą nierozsądność a to miasto dodatkowo wprawia mnie w kompleksy pokazując jak bardzo mi nie wyszło. Tak jakby już sama tabliczka wjazdowa informowała o moich błędach a najgorszy lęk odczuwam wtedy gdy pomyślę, że lada chwila wszystko się wyda, nie tylko ja będę o sobie myślała jak o chodzącej życiowej porażce. Cholera, dziewczyny w moim wieku, które mijam tutaj na ulicy popychają wózki a faceci? Szkoda gadać. Stąd trzeba uciekać zanim zorientujesz się, że jest już za późno. To moje miasto, w którym się wychowałam, ale jego historia jest taka sama jak każdego innego. Taka rzeczywistość i nasza wewnętrzna potrzeba na nierealność.
ps. Mam 20 lat (za 5 miesięcy, gwoli ścisłości) oraz sto i zarazem zero pomysłów na to czym chcę się zajmować w życiu. Identycznym opisem mogłoby się przedstawić prawdopodobnie 80 procent moich studiujących rówieśników. Nikt nie ma pojęcia jak podziwiam i zazdroszczę tej niewielkiej reszcie, która ambitnie dąży do tego co sobie wyznaczyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz