Przerażają mnie białe kartki. Puste dokumenty. Przeraża mnie ta luka w
głowie, gdy próbuję znaleźć odpowiednie słowa. Boję się, że nie trafię w
sedno lub przeciwnie, od tego nadmiaru terminów i myśli gubię swój
główny wątek. Chcę by każde zdanie stanowiło perfekcyjną część twórczej
mozaiki. Wyraz po wyrazie. Bez widma błędów stylistycznych. Właściwie
rzadko kiedy zdarzyło mi się palnąć błąd ortograficzny. Za to
stylistyka, leżała i leży. Zatem logiczne jest, iż powinnam (długa luka)
…. dokształcić się w tej sferze. Powinnaś Patrycjo. W tym roku
ubzdurałam sobie ze pójdę na studia dziennikarskie. Dlaczego? Lubiłam i
lubię pisać. Nie wiem co chcę robić w życiu, ale moje liczne fobie i
lęki sprawiają, że raczej nie widzę się w roli pani sprzedawczyni czy
pani nauczycielki. Chociaż, kto wie. Czas pokaże. Może uda mi się
zmienić przysposobienie do otaczającego środowiska. Tymczasem, tak,
przyznaję, boję się ludzi. Czemu? A skąd do cholery mam wiedzieć? Tak
jest i już. Jestem nieśmiała, brak mi wiary w siebie. Ileż to razy nie
myślałam co by było gdybym choć troszkę mniej analizowała, bardziej
ryzykowała, ciut zadzierała nosa oraz wiedziała jak dokładnie osiągnąć
to co wiedziałabym, że mam do osiągnięcia. Stylistyka. Ostrzegałam.
W przeciwieństwie do moich kolegów i koleżanek, postanowiłam nie rzucać
się w wir nauki przedmaturalnej-poprawkowej. Zostawiam ten żałosny wynik
z rozszerzonego języka polskiego, łudząc się, że język angielski cudem
otworzy mi bramy do osnutego nadzieją kierunku dziennikarstwo. Mam plan
B. Wolę jednak nie mieć możliwości korzystania z niego. Ironią mojego
życia jest fakt, że jeszcze w październiku zamierzałam ładnie wszystko
sobie poukładać, być pilną uczennicą, w myśl hasła: NIC CO CHŁOPEM NA
DRODZE MI NIE STANIE. Ale wszystko stało się ot tak. Klik. Przyszłości
nie można sobie zaplanować. Dopiero po fakcie jest szczera chęć
posiadania wehikułu czasu, ustawienia na tryb WSTECZ o jakieś cztery i
pół miesiąca oraz możliwości porządnego potrząśnięcia samą sobą w celu
otrzeźwienia. Takie wysnułam wnioski z tej całej studenckiej przygody.
Warto wiedzieć co lubi się robić, nie bać się do tego dążyć. Miłość,
zakochanie, zauroczenie to synonimy jednego stanu – uzależnienia. Od
silnych wrażeń, dramatów, orgazmów, obietnic… Koniec końców nie przynosi
to nic prócz straty czasu, chwilowego zaślepienia, późniejszego
leczenia ran oraz tej pustki. Białej kartki, luki w głowie. Luki w
życiu.
ps. Problem pojawia się wtedy gdy nadal nie wiesz czemu tutaj jesteś,
ale nie widzisz obecnie pocieszenia w tym co do tej pory skutkowało.
Zatem zakładasz bloga z myślą, że …… jakoś to będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz