niedziela, 14 lipca 2013

Wuef dla aorty



Kac w niedziele jakoś nikogo nie dziwi. Mdłości spowodowane zbyt dużą ilością pralinek nugatowych również. Braveheart z długowłosym Melem Gibsonem, powtarzany do znudzenia na Polsacie, jest jednym z wielu wymiocin telewizyjnych. Nie pozostało nic innego jak tylko rzygać. Rzygać tym wszystkim. Rzygać bo koniec niedzieli, rzygać na poniedziałek. Rzygać na kraj, rzygać na gospodarkę. Zrobić „twixa” i patrzeć jak ulga wzbiera wprost proporcjonalnie z każdym, wzbijającym się z żołądka ku górze, kawałkiem pokarmu i mieszaniną płynów. Dążąc do słodkiego odwodnienia. W sposób jak najohydniejszy rozprawić się ze swoimi wewnętrznymi problemami. Wetrzeć, zetrzeć, ścierać i lustrować wzrokiem. Rozbierając na części idealną konsystencję bezsilności i żalu.
To byłby piękny koniec świata. Odśrodkowa melancholia. Kwas, który jest zdolny do wypłukania nieczystości. Połknięte kawałki szkła. Trotyl połączony z odnóżami. Coś co zmiażdży kości po czym zetrze je na pył, który rozproszy po starych śladach. Moja idealna masakra. Ubój na samym sobie, przeprowadzony w celu doznania katharsis. Na co komu pierdolenie w dragach, alkoholu? Może tak wykończyć się raz a porządnie. Tak, by bolało, ale bolało jak nigdy wcześniej i później. Utracić swoje jestestwo w bezkresie obezwładniającego terroru.
Nie, nie wiem co ja plotę. Nie jestem na żadnych środkach modyfikujących działanie ośrodków mózgowych. Wróciłam po prostu ze wsi polskiej i spokojnej. Mimo krótkiego okresu pobytu polegającego na obcowaniu z naturą i błogim brakiem wymogów, odczuwam coś na wzór szoku kulturowego. Wróć. Szoku braku kultury innych osób wobec mnie oraz czasu, który jak bezlitosna burdelmama zdziera wszystko z ciała i każe klęczeć. I tak, przed snem, otulam się kołderką z bajecznych wizji na egoistycznego nosiciela śmierci. Wstanę jutro rano z głową pełną pytań na które nikt nie udzieli mi odpowiedzi. Kluskowata codzienności, witaj.
A Ciebie ma to interesować, bo... ?
Nie musi. Wszyscy i tak umrzemy. Ten "pomiędznik" nie byłby tym samym gdyby go móc przejść bez wątpliwości, kłamstw czy zmartwień. Nie mam o to pretensji, po prawdzie, nie mam pretensji o nic do nikogo. Ale bardzo wyraźnie czuć ukłucie. Już nie chce się walczyć. Braknie tchu i choć trwa to tylko kilka sekund, żałuję, że nie mogę go wyplenić. Dziwnym zbiegiem okoliczności, element o który nie miałam dbać sama, teraz należy do wymiany. Przez wszystko. "Bo biegli przy odmiennym tempie".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz