środa, 1 maja 2013

meblościanka z trofeami



Ex-factor. Czyli syndrom byłych. Fabryka znaków X. Czego nie tykać, o czym nie rozmawiać. Jak śpiewała Lauryn Hill „it could all be so simple…” co w wolnym tłumaczeniu można przekształcić na – mogło by być łatwiej… na przykład gdyby byłe nie istniały. Śmieszny paradoks. Ceni się tą drugą osobę za dojrzalsze podejście do związku bo ukształtowane doświadczeniem, wyniesione lekcje na temat tego jak postępować z kobietą. Jednak gdy stanie się oko w oko z tym faktem, spojrzy dokładnie na jej rysy twarzy. Nawiedza mnie chmara pytań. Czy on patrzył w taki sam sposób na ciebie jak patrzy teraz na mnie? Czy też dostawałaś te pieszczotliwe określenia i buziaki na dobranoc? A im więcej tych exów, tym większa żyje w podświadomości część świadoma, iż każda z nich na zawsze pozostanie obecną. Nie da się uniknąć porównań do poprzednich. Nie da się uciec od wspominania byłych-wspólnych miejsc. Nie spotkałam jeszcze związkowej tabuli rasy czego poniekąd żałuję. Może dla kobiety bycie tą pierwszą, która odsłania magiczne arkana pojęcia związek jest równoznaczne ze statusem „rozdziewiczacza” u faceta… . Przykro mi to stwierdzić, ale nie wiem. A w niewiedzy żyć nie lubię. Zatem wolę sobie założyć, że choćby nie wiem jak dobrze było to istnieje pokusa szukania dziury w całym i paprania sobie świeżego prześcieradła. Jakkolwiek mogłoby to zostać zinterpretowane. I nie ma w tym nic złego, ot ludzki odruch zwany udramatyzowaniem rzeczywistości.
Jak więc żyć? Jak radzić sobie z możliwym spotkaniem Panny tudzież Panien X? I co najważniejsze – jak nie skończy jako kolejna była. Zawsze trzymać fason, stalowe nerwy i paczkę papierosów w torebce. Tak na wszelki wypadek. Gdyby te dwa pierwsze hasła nader wymęczyły. Bo ja wiem, że jest ciężko na samą myśl o dzieleniu wspólnego obiektu zafascynowania a co dopiero skrawka tlenu. I zawsze trzeba mieć nadzieję, że dla Panny X ten związek jest już na torze przejechanym. Kompletny out z pociągu i zmiana trasy. Bo jeśli nie, to Whitney, puszczaj smęty, mamy problem. Wejście w nowy związek ze świadomością, że nad poprzednim nadal unosi się dym to chyba ciut za ciężkie. Przynajmniej dla mnie. Plus jeszcze nie wolno zapomnieć o tak zwanym ZIP składzie czyli ziomkach i przyjaciołach. Czyli co jeżeli oni dalej nie odkochali się w tamtej i nie są gotowi na nową. Lepiej jest mieć nadzieję i cicho pogwizdując myśleć, że jakoś to będzie. Że nie jest źle, że otoczenie musi się uspokoić i przywyknąć do zmiany sytuacji, że to wcale nie koniec jakiejś epoki. Przede wszystkim nie wolno myśleć o sobie jak o „niszczycielce domowego ogniska”. Chyba, że któraś z pań faktycznie rozbiła małżeństwo tudzież długo trwającą relację. Wtedy dowiedzenia. Za wszystko inne winę ponoszą faceci. Standardowo. Bo jeżeli to jemu nagle zabrakło ochoty do bycia w stabilnym związku ze znaną sobie niewiastą po czym zapragnął, w bardzo krótkim tempie, że chce wpakować się w kłopot z inną to do kogo innego można mieć pretensje, pytam do kogo?
Moim skromnym zdaniem najgorszy etap przychodzi gdy zapada widmo strachu. I tupią wątpliwości. I pukają. Co wtedy? Nie działać pod wpływem emocji, ochłonąć kilka dni, zażywać aromatyzowanych kąpieli i wdychać olejki jodłowe. Wiele pracy nad oddechem. Jak wdech i wydech tak sympatie nadchodzą i odchodzą. Same lub z pomocą wielorakich metod. I to nie jest nic czego nie da się zaakceptować. Bo, widzicie, istnieją tak naprawdę tylko dwa wyjścia – z powodu buzującej zazdrości można pęknąć, zalać się żółcią (co jest wielce nieestetyczne), bawić się w małego stalkera i urządzać sceny przy pierwszej lepszej okazji. W efekcie będzie śmiało można machać etykietką z napisem SZURNIĘTA BYŁA. Albo można ufać i skończyć z porównaniami. Prawdopodobieństwo na przetrwanie takiej relacji jest matematycznie wysokie. Jak wysokie nie wiem, maturę z matmy zdałam dzięki chodzeniu na korepetycje. Mała dygresja. Meritum – nie cofać się do tyłu bo mama mówiła żeby patrzeć pod nogi. Mam nadzieję, że czegoś się nauczyłam dzięki słuchaniu starszych i mądrzejszych stażem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz