Od mniej więcej pół roku
czuję jak coś we mnie umarło. Nie pytając o nic, tajemnicze i trudne do
rozszyfrowania COŚ przestało dawać oznaki jestestwa. Spakowało manatki i
wyjechało nie zostawiwszy nawet pożegnalnej kartki. Dokądkolwiek się udało mam
nadzieję, że jest tam szczęśliwsze niż było ze mną. Mam nadzieję, że lepiej śpi
i jada oraz finalnie czuje się spełnione.
Ręce drżą mi codziennie, tak jak zazwyczaj. Nadal boję się wyjść z domu bez makijażu a po mleku boli mnie brzuch. Od stycznia zmieniałam balsam do ciała co najmniej 4 razy. Zdołałam narzucić sobie dyscyplinę w kwestii kończenia tego co zaczęłam. Pewni niedojrzali chłopcy nie wymieniają się już tak często opiniami na mój temat czym zwykli się ochoczo zajmować jeszcze rok temu.
Ale nienawidzę ludzi. Gdy będąc w wieku wczesno szkolnym, udałam się z tatą na południową mszę, najlepszym kazaniem jakie kiedykolwiek usłyszałam nie było to pochodzące z ust natchnionego wielebnego, lecz mojego własnego rodziciela. Proszę wybaczyć, jeżeli go tu nie zacytuję, ale wiąże się to z moim brakiem dokładnej pamięci. Sens owej przemowy był dość dosadny , mianowicie zawierał się w jednym zdaniu: „Zamiast bać się ludzi powinnaś zacząć z nimi żyć”. Co jak co, ale bardzo dobrze pamiętam moją reakcję na owe słowa. Wzburzenie. Złość. Gniew. A wreszcie Strach. Po upływie około dziesięciu lat ponownie dane było mi usłyszeć te słowa. Tym razem naszło mnie jedno, dość błogie i jednocześnie niepokojące uczucie – akceptacja. Prorokiem nie będę, świata w drugą stronę nie przekręcę, więc równie dobrze mogę pogodzić się z faktem, że nie umiem i nie lubię koegzystować z bliźnimi.
Ostatnie pół roku było jednym z najlepszych okresów mojego życia. Tak, nie zawierało żadnych obowiązków jedynie niekończącą się listę przywilejów. Tak, nie musiałam martwić się o nic, prawie wszystko podawało się samo na wyściełanej aksamitnym różem tacy. Przez pierwsze dwa miesiące pisałam jak szalona, przestałam, zaczęłam znowu. Bez zbędnej irytacji czy pośpiechu czasowego. No i wpadłam w mała izolację. A teraz hoduję coraz gęstsze pokłady niepewności pro październikowej, czyli glory alleluja akademicki! Czy jestem gotowa na część drugą? Nie wiem. Wymierzono mi ładne policzki. Cuchnące z daleka fałszem dziewczynki, które działały jak paparazzi na mefedrynie. Nauczka na to by następnym razem nie lecieć do każdego pierwszego lepszego z sercem na dłoni. Cóż po takim sercu, gdy cały organizm stopuje a martwa dłoń trzyma obślizgły czerwony kawałek złoża tkanek. Na który chodząca góra hipokryzji zdąży jeszcze napluć nim zamknie się powieki.
Pozbawione opieki rodzicielskiej dzieci z wątpliwym przywilejem sikania na stojąco. Rozwydrzeni chłopcy. Z kompleksami, bez ojca za to z przerośniętym ego , którego nigdy nie chciałam Wam pomóc dźwigać. Każdy do cholery ma własny zasrany bagaż, więc z łaski swojej trzymaj swe śmieci jak najdalej od mojego podwórka. Ponownie, powiedziałam za dużo a chłopiec uznał, że czas na ewakuację. Dlatego, apeluję, jeżeli on nie umie sobie poradzić z tym, że posiada penisa i czuje niewyobrażalny ból kiedy nie wkłada go w coś przez 2 godziny, należy go owego bólu pozbawić. Nazywam to dobrą postawą samarytanina. Koniec końców, on i tak podciągnie swoje zwisające już spodnie i wróci na ulicę, tam skąd go zgarnęłaś. By bratać się ze swą dziatwą – śmieciami.
Mogłabym dwa razy przejść się na Jasną Górę, w tą i z powrotem, w podzięce za X egzemplarzy i kopii każdego numeru Jestem Facetem=Jestem Skurwielem jaki Bozia wplotła w mój życiorys. Przez dość sporą ilość złych doświadczeń, które spotkały mnie w ciągu ostatniego pół roku, zdążyłam wymienić zamki i zakopać klucze, tak żeby móc z czystym sumieniem powiedzieć – olałam. To, że piszę te zdania świadczy mniej więcej o tym, iż komfortowo czuję się wyszydzając, lecz nie na sto procent pewnie by uniknąć przykrego lęku przed powtórką.
Kiedy jesteś spokojna i wyciszona to tak jakbyś zapraszała burzę do środka, uchylając tylne drzwi budowanym stopniowo niepokojem. Tak się właśnie teraz czuję. Czuję, że moja niechęć do nawiązywania nowych kontaktów, do kolejnych rozczarowań pierdolnie szlabanem z migającym NIE PRZEKRACZAĆ! A każdy myśli, że wie i nikt nie ma bladego pojęcia co tak naprawdę dzieje się na tej wyboistej trasie.
Drogie COŚ! Jeżeli to tylko krótkie wakacje, będę czekać aż wrócisz. To Twoja decyzja. W razie gdybyś zdecydowało inaczej, zadomowiło się w tym nowym miejscu do którego teraz zapewne ochoczo wracasz, proszę pamiętaj o mnie jak najcieplej i podeślij zastępstwo. Kochająca P.
I jeszcze jedno na zwieńczenie tej tyrady żali z odzysku. Wyryć to sobie należy, przypalić jak żelazo, wkuć i nie zapominać, że nikt nigdy nie będzie cię tak mocno kochał jak rodzice. Zawiało grozą sentymentalizmu , przyśpiewało do rzewnej nuty, ale jak nie oni, to do cholery kto?
Ręce drżą mi codziennie, tak jak zazwyczaj. Nadal boję się wyjść z domu bez makijażu a po mleku boli mnie brzuch. Od stycznia zmieniałam balsam do ciała co najmniej 4 razy. Zdołałam narzucić sobie dyscyplinę w kwestii kończenia tego co zaczęłam. Pewni niedojrzali chłopcy nie wymieniają się już tak często opiniami na mój temat czym zwykli się ochoczo zajmować jeszcze rok temu.
Ale nienawidzę ludzi. Gdy będąc w wieku wczesno szkolnym, udałam się z tatą na południową mszę, najlepszym kazaniem jakie kiedykolwiek usłyszałam nie było to pochodzące z ust natchnionego wielebnego, lecz mojego własnego rodziciela. Proszę wybaczyć, jeżeli go tu nie zacytuję, ale wiąże się to z moim brakiem dokładnej pamięci. Sens owej przemowy był dość dosadny , mianowicie zawierał się w jednym zdaniu: „Zamiast bać się ludzi powinnaś zacząć z nimi żyć”. Co jak co, ale bardzo dobrze pamiętam moją reakcję na owe słowa. Wzburzenie. Złość. Gniew. A wreszcie Strach. Po upływie około dziesięciu lat ponownie dane było mi usłyszeć te słowa. Tym razem naszło mnie jedno, dość błogie i jednocześnie niepokojące uczucie – akceptacja. Prorokiem nie będę, świata w drugą stronę nie przekręcę, więc równie dobrze mogę pogodzić się z faktem, że nie umiem i nie lubię koegzystować z bliźnimi.
Ostatnie pół roku było jednym z najlepszych okresów mojego życia. Tak, nie zawierało żadnych obowiązków jedynie niekończącą się listę przywilejów. Tak, nie musiałam martwić się o nic, prawie wszystko podawało się samo na wyściełanej aksamitnym różem tacy. Przez pierwsze dwa miesiące pisałam jak szalona, przestałam, zaczęłam znowu. Bez zbędnej irytacji czy pośpiechu czasowego. No i wpadłam w mała izolację. A teraz hoduję coraz gęstsze pokłady niepewności pro październikowej, czyli glory alleluja akademicki! Czy jestem gotowa na część drugą? Nie wiem. Wymierzono mi ładne policzki. Cuchnące z daleka fałszem dziewczynki, które działały jak paparazzi na mefedrynie. Nauczka na to by następnym razem nie lecieć do każdego pierwszego lepszego z sercem na dłoni. Cóż po takim sercu, gdy cały organizm stopuje a martwa dłoń trzyma obślizgły czerwony kawałek złoża tkanek. Na który chodząca góra hipokryzji zdąży jeszcze napluć nim zamknie się powieki.
Pozbawione opieki rodzicielskiej dzieci z wątpliwym przywilejem sikania na stojąco. Rozwydrzeni chłopcy. Z kompleksami, bez ojca za to z przerośniętym ego , którego nigdy nie chciałam Wam pomóc dźwigać. Każdy do cholery ma własny zasrany bagaż, więc z łaski swojej trzymaj swe śmieci jak najdalej od mojego podwórka. Ponownie, powiedziałam za dużo a chłopiec uznał, że czas na ewakuację. Dlatego, apeluję, jeżeli on nie umie sobie poradzić z tym, że posiada penisa i czuje niewyobrażalny ból kiedy nie wkłada go w coś przez 2 godziny, należy go owego bólu pozbawić. Nazywam to dobrą postawą samarytanina. Koniec końców, on i tak podciągnie swoje zwisające już spodnie i wróci na ulicę, tam skąd go zgarnęłaś. By bratać się ze swą dziatwą – śmieciami.
Mogłabym dwa razy przejść się na Jasną Górę, w tą i z powrotem, w podzięce za X egzemplarzy i kopii każdego numeru Jestem Facetem=Jestem Skurwielem jaki Bozia wplotła w mój życiorys. Przez dość sporą ilość złych doświadczeń, które spotkały mnie w ciągu ostatniego pół roku, zdążyłam wymienić zamki i zakopać klucze, tak żeby móc z czystym sumieniem powiedzieć – olałam. To, że piszę te zdania świadczy mniej więcej o tym, iż komfortowo czuję się wyszydzając, lecz nie na sto procent pewnie by uniknąć przykrego lęku przed powtórką.
Kiedy jesteś spokojna i wyciszona to tak jakbyś zapraszała burzę do środka, uchylając tylne drzwi budowanym stopniowo niepokojem. Tak się właśnie teraz czuję. Czuję, że moja niechęć do nawiązywania nowych kontaktów, do kolejnych rozczarowań pierdolnie szlabanem z migającym NIE PRZEKRACZAĆ! A każdy myśli, że wie i nikt nie ma bladego pojęcia co tak naprawdę dzieje się na tej wyboistej trasie.
Drogie COŚ! Jeżeli to tylko krótkie wakacje, będę czekać aż wrócisz. To Twoja decyzja. W razie gdybyś zdecydowało inaczej, zadomowiło się w tym nowym miejscu do którego teraz zapewne ochoczo wracasz, proszę pamiętaj o mnie jak najcieplej i podeślij zastępstwo. Kochająca P.
I jeszcze jedno na zwieńczenie tej tyrady żali z odzysku. Wyryć to sobie należy, przypalić jak żelazo, wkuć i nie zapominać, że nikt nigdy nie będzie cię tak mocno kochał jak rodzice. Zawiało grozą sentymentalizmu , przyśpiewało do rzewnej nuty, ale jak nie oni, to do cholery kto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz